Nos i uszy też? Czyli kilka słów na start.

Jeszcze przed chwilą człowiek był taki młody. W środku zresztą cały czas czuję się bardzo młody, ale faktem jest to, że latka lecą.
– Nos i uszy też? – zapytała mnie ostatnio męska fryzjerka.
Bez mrugnięcia okiem pokiwałem twierdząco głową, chociaż trochę mnie tym pytaniem zaskoczyła. Prędzej czy później każdy z nas jednak na takie pytanie trafi. Bardziej, rzecz jasna, dotyczy to mężczyzn niż kobiet. I najprawdopodobniej będzie to w okolicach czterdziestki. Włosy we wszystkich męskich otworach nie dają już wtedy za wygraną i odrastają w tempie dużo szybszym niż rośnie cokolwiek innego.
Tak, tak… ja też właśnie przeleciałem przez swoją czterdziestkę. Dopiero co teściowa zwracała mi uwagę, abym się zastanowił nad życiem, bo jestem w wieku chrystusowym, a tu proszę… już czterdziecha na karku. W końcu posłuchałem też teściowej i zacząłem się trochę zastanawiać.
A wydaje się, że nie tak dawno, jakby to było wczoraj, ustalałem z przyszłą żoną ile chcielibyśmy mieć dzieci. Monika mówiła o trójce, może czwórce dzieci, ja mówiłem nawet o piątce. Mówiłem… choć, jak się poźniej okazało, zupełnie nie wiedziałem o czym mówię.
Człowiek nie ma przecież zielonego pojęcia o dzieciach, dopóki sam nie jest rodzicem. Piątka dzieci? Jasne. Łatwo powiedzieć. Dopóki nie przeżyje się samodzielnie chociażby kilku nieprzespanych nocy z rzędu to nie ma się pojęcia o zmęczeniu. Dopóki nie przejdzie się razem z dzieckiem przez chociażby podstawowe dolegliwości i choroby (a każde dziecko będzie miało trzydniówkę – może nawet kilka razy – ospę wietrzną czy wszelakie wysypki, infekcje wirusowe i zapalenia), to nie ma się żadnego wyobrażenia o tym, z czym wiąże się posiadanie dzieci. Zmienianie zafajdanych pieluch przy tych wszystkich chorobach to jak mycie zębów, tylko że trochę częściej (chociaż trzeba przyznać, że zdarzają się czasem takie pieluchy, które trzeba rozbrajać jak bombę). Do tego jeszcze odrabianie lekcji, egzaminalne stresy i dużo różnych innych stresów. A ponadto bunty, fochy, wyjazdy, dyskusje i jeszcze więcej stresu.
Można sobie zatem planować, można sobie wymyślać model rodziny, a i tak wszystkie te zamierzenia zostają gruntownie zweryfikowane już przy pierwszym dziecku.
W każdym razie mamy czwórkę dzieci i kawał doświadczeń za sobą. O tym co jeszcze przed nami specjalnie nie myślę. Poważnie zastanawiamy się nad psem. Konkretnie maltańczykiem. Byłaby zatem piątka (prawie ta sama co w moich przedślubnych planach).
Z tych okołoczterdziestoletnich podsumowań wyszło mi, że najlepsze co mi się w życiu przytrafiło to rodzina. Konkretnie żona i dzieci. Chociaż co z dzieci wyrośnie to jeszcze zupełnie nie wiadomo. A więc póki co najlepiej mi wyszła żona, która de facto jest dużo ważniejsza niż dzieci (i warto o tym pamiętać mężowie!).
Oprócz rodziny od zawsze pociągało mnie pisanie. I tu pomyślałem, że pewnie można to połączyć i po prostu pisać o rodzinie i dzieciach. A może nawet pisać dla dzieci. Między innymi stąd wziął się ten blog.
Rozejrzyjcie się tutaj. Rozgośćcie się. A nuż widelec coś Wam się spodoba. A może nawet przyda. Zapraszam do lektury.