Czy można oszukać własne dziecko?

Małe dzieci wydają nam się… małe. Bardzo często można usłyszeć: on jest jeszcze za mały, jeszcze tego nie rozumie. Cieszę się, że rodzice mają świadomość tego, że małe dziecko nie jest kopią dorosłego i przeżywa często świat w trochę odmienny sposób. Jednak nawet dziecko to w dalszym ciągu drugi człowiek, który zasługuje na poważne traktowanie.
Bardzo często jednak jest tak, że w naszym pragnieniu żeby zapewnić dziecku właściwą opiekę, bezpieczeństwo i komfort psychiczny posuwamy się o kilka kroków za daleko. Kiedy? Na przykład okłamując nasze dziecko dla jego dobra.
Mama się nie złości/nie boi/nie płacze…
Czy można ukryć przed dzieckiem własne emocje? Raczej nie. Jedną z rzeczy, które wiemy o małych dzieciach jest to, że są niezwykle wrażliwe na ludzkie emocje, zwłaszcza emocje osób bliskich. Chcąc uchronić nasze dziecko przed stresem udajemy wesołych, albo odważnych. Mówimy, że nie jesteśmy smutni, ukrywamy łzy. Przez to dezorientujemy je, bo słyszy od nas co innego niż czuje. Dzięki temu nie tylko nie czuje się bezpieczne, ale dodatkowo przestaje wierzyć swoim odczuciom, a także przestaje ufać rodzicowi, który przekazuje takie niespójne komunikaty.
Dodatkowo, zdarza się, że dziecko w takiej sytuacji dochodzi do wniosku, że to na pewno ono musi być źródłem emocji rodzica skoro jest w ten sposób zbywane.
Czy w takim razie to w porządku złościć się i smucić przy dzieciach? Nie wiem. Ale to na pewno bardziej w porządku złościć się czy martwić i udawać, że nic się nie dzieje.
Jak nie przestaniesz, to…
Ile to razy uciekamy się do argumentów i pogróżek, których tak naprawdę nie zamierzamy realizować. Ile razy wytaczamy armaty, które mają tylko być postrachem na dziecko. Czy naprawdę wierzymy, że można zrealizować groźbę typu: jak nie przestaniesz, to już nigdy nie kupię ci lizaka (o czarownicy, która może przyjść, przez litość nie wspomnę)?
Może właśnie wtedy zamiast szukać kolejnych straszaków warto dziecku po prostu powiedzieć: nie podoba mi się to, co robisz. Może nasz autorytet nie ucierpi aż tak bardzo kiedy szczerze przyznamy: nie wiem jak ci wytłumaczyć o co mi chodzi, nie wiem jak ciebie zrozumieć?
Może warto czasem zastanowić się jak wiele takich pogróżek, strachów (mniej lub bardziej realnych) potrzeba, żeby dziecko przestało nam wierzyć. Albo zadać sobie pytanie o to, na czym nam tak naprawdę zależy: czy na szybkiej, doraźnej poprawie czy na długiej i satysfakcjonującej relacji z dzieckiem.
Zabawka poszła spać.
A może warto czasem pomyśleć o tym, jak sami chcielibyśmy być traktowani. Pewnie przede wszystkim POWAŻNIE. I tak, żebyśmy za parę lat nie musieli się przed dziećmi z naszych kłamstw tłumaczyć.
Nic nie rozumiem.
Czasem kłamiemy, bo chcemy, żeby nasze dziecko szybciej się nauczyło z nami porozumiewać. Jednak często efekt jest odwrotny. Dzieci dość szybko orientują się, że to nie prawda. Dziecko czuje się niezrozumiane i czasami traci chęć na komunikację z nami, co jest dużo gorszym efektem niż nieprawidłowe wymawianie kilku głosek czy nawet porozumiewanie się głównie ma migi.
Nic się nie stało. Nie ma o co płakać. Nie ma się czego bać…
Bardzo ważną rolą rodzica jest bycie osobą, która pomaga dziecku stawić czoła trudnym emocjom. Daje mu wsparcie w radzeniu sobie ze stresem, porażką, bólem, strachem. Bardzo trudno jest to zrobić wtedy, kiedy zaczynamy od tego, że mówimy dziecku, że jego odczucia są złe. Że pomyliło się czując to, co czuje. Dziecko nie czuje wtedy ulgi, Czuje się opuszczone i niezrozumiane.
Problem w wszystkimi kłamstwami jest taki, że choć są na krótką metę działają i dziecko dostosowuje swoje zachowanie do naszych oczekiwań to ich stosowanie powoduje dużo większe koszty: Dziecko przestaje nam ufać a zmiana w jego zachowaniu często jest powierzchowna i nietrwała.
No a poza tym: to MY uczymy w ten sposób nasze dzieci kłamać.